Miód będzie musiał zawierać informację, z jakiego kraju pochodzi
Kupując miody, nie zawsze klient ma pewność, po co właściwie sięga. Niebawem to się zmieni i każdy będzie doskonale wiedział, co znajduje się w słoiku. Już od 18 kwietnia wejdzie w życie rozporządzenie dotyczące znakowania miodów na etykietach. Sprzedawcy i producenci będą zobowiązani do umieszczenia na opakowaniach kraju jego pochodzenia.
Brak odpowiednich regulacji w tej kwestii sprawił, że rynek dość mocno zalały niepewne produkty. To się jednak skończy i na etykietach nie zobaczymy już napisu „mieszanka miodów pochodząca z/spoza UE”. Wedle wyliczeń aż 70 procent miodów na rynku będzie z tego powodu wymagała zmian na opakowaniu. Dzięki temu klienci będą mieli już znacznie większą świadomość tego, co kupują.
Taki krok sprawi, że popularność miodów na nowo zyska w oczach konsumentów. Produkty nie będą już zalegały w takich ilościach na sklepowych półkach z racji obaw, skąd dokładnie pochodzą. Ministerstwo Rolnictwa poinformowało swego czasu, że od stycznia do końca listopada ubiegłego roku do Polski sprowadzono 24,5 tysięcy ton miodu. 13 tysięcy ton pochodziło z Chin, a prawie 9 tysięcy ton z Ukrainy. Produkty z tych krajów są znacząco tańsze niż nasz polski miód. Cena potrafi być nawet o połowę niższa.
Polska miodową potęgą
Tylko Niemcy i Belgia mogą pochwalić się większym importem i eksportem miodu niż Polska. Według danych Stowarzyszenia Polska Izba Miodu Polacy spożywają około 1 kg miodu na osobę rocznie, podczas gdy średnia dla krajów Europy Zachodniej wynosi 1,7 kg, a w krajach takich jak Grecja sięga 5 kg. To tylko pokazuje, że kochamy miody, ale boimy się ich jeść. Ta statystyka dzięki wprowadzonym zmianom powinna się zmienić, bo nasz rynek jest głodny popytu.
W 2022 roku ogólne spożycie miodu w Polsce wyniosło 38 tysięcy ton, natomiast polscy pszczelarze zebrali w sumie 25 tysięcy ton tego surowca. Krajowa produkcja nie jest w stanie pokryć zapotrzebowania, dlatego też import z pewnych źródeł jest kluczowy.