Lekarstwa stały się przyczyną tragedii…
Tragiczna historia ma początki we wrześniu 1982 roku w Chicago w Stanach Zjednoczonych. W jednym z domów zmarł nagle 20-latek. Rodzina wezwała pomoc, ale lekarze nie byli w stanie już nic zrobić. Do domu rodzinnego przyjechał brat 20-latka ze swoją żoną. Jakież ogromne było zdziwienie ratowników, kiedy po kilku godzinach dostali wezwanie do tego samego domu… Ostatecznie brat pierwszej ofiary zmarł tego samego dnia, zaś walkę o życie kobiety lekarze przegrali po dwóch dniach.
Lekarze pierwotnie podawali różne przyczyny zgonu, natomiast wszystkie one stwierdzały, że doszło do śmierci z przyczyn mniej lub bardziej naturalnych. Tak samo pierwotnie potraktowano zgon 12-latki, której lekarze nie dali rady uratować dokładnie tego samego dnia. Wkrótce nad sprawą pochylili się medycy i służby. Czy to możliwe, że to był przypadek? Cztery osoby zmarły z niemal identycznymi objawami tego samego dnia? Wkrótce okazało się, że bilans ofiar wzrósł do siedmiu i że cała sprawa nie ma niczego wspólnego z przypadkiem…
Panika w Stanach Zjednoczonych
W toku postępowania okazało się, że każda z tych osób przed śmiercią zażyła paracetamol w postaci kapsułek o nazwie Tylenol. Był to absolutnie podstawowy lek, który w domowej apteczce posiadał każdy. Kiedy ktoś czuł się źle, albo bolała go głowa, po prostu brał Tylenol. Było to coś normalnego. Natomiast nikt nie mógł podejrzewać tego, co ostatecznie okazało się przyczyną śmierci tych osób. Wkrótce bowiem wyszło na jaw, że wszystkie siedem osób zmarło w wyniku zatrucia cyjankiem potasu.
Śledczy postawili hipotezę. Jakiś szaleniec miał zabierać ze sklepu butelkę z tabletkami. Następnie w domu dodawał do opakowania cyjanek potasu, po czym odnosił pojemnik na sklepową półkę. Dawka trucizny była bardzo mocna. Ludzie nie mieli żadnych szans. Sprawcy niestety nigdy nie odnaleziono. Pojawiło się za to w całych Stanach wielu naśladowców. Był to moment, w którym państwo musiało jakoś zareagować. Najłatwiejszym sposobem okazało się… odpowiednie zabezpieczenie opakowań leków, aby ingerencja w ich skład nie była więcej możliwa. Przynajmniej teoretycznie.
Potrzeba matką wynalazku…
Wkrótce producenci zaczęli stosować nowe rozwiązania. Ludzie musieli znów mieć pewność, że lekarstwa, które biorą, w rzeczywistości im pomogą, a nie zaszkodzą. Panika w kraju przybierała na sile. Jednym z rozwiązań – wprowadzonym m.in. przez producenta Tylenolu – były plastikowe zrywki na wieczko pojemnika. Nikt nie mógłby ingerować w skład pojemnika bez zerwania plastiku. Zaś pojemnik bez takiej zrywki na sklepowej półce jednoznacznie sugerowałby, że był on już wcześniej otwierany. Po tragedii, która wstrząsnęła USA, nikt by nie zaryzykował.
To tylko jedno z wielu rozwiązań. Równie skutecznym jest chociażby umieszczenie tabletek w blistrach. Blister to inaczej opakowanie, które od spodu ma zazwyczaj folię aluminiową, a od góry sztywne tworzywo sztuczne. Nie da się wyjąć tabletki bez uszkodzenia folii. To oczywistość. Jeszcze innym rozwiązaniem jest mechanizm, który po odkręceniu nakrętki sprawia, że odrywa się ona od plastikowej obwódki. Na pewno znacie ten charakterystyczny dźwięk odkręcania napoju gazowanego i urywane zabezpieczenie. Stosowanie takich rozwiązań w teorii wyklucza powtórzenie tego, czego w 1982 roku w Chicago dokonał ten szaleniec.