Opłata prolongacyjna w 2024 roku
Od dobrych kilku miesięcy opłata, która przestała obowiązywać w czasach koronawirusa powróciła do nas na dobre. Obecne przepisy jednoznacznie określają, kto powinien czuć się w takiej sytuacji zagrożony. Już za chwilę postaramy się odpowiedzieć na najważniejsze pytania nurtujące Polaków.
Wszystko kręci się wokół tak zwanej opłaty prolongacyjnej, która w ostatnich latach została przez ZUS wstrzymana. Stało się tak z powodu COVID-a, a dokładnie stanu zagrożenia epidemicznego wprowadzonego przez rząd. Jak być może już słyszeliście, przestał on obowiązywać i wraz z przyjściem 1 sierpnia wszystko wróciło do normy. Opłata prolongacyjna powróciła z wielkim przytupem i już znalazły się osoby zmuszone uregulować zaległości. Zastanówmy się jednak, kto zmuszony jest do jej uiszczenia.
Opłata prolongacyjna pojawia się wtedy, gdy dana osoba ma zaległości finansowe w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych i zależy jej na tym, aby spłatę rozłożyć na raty lub odroczyć. W takich momentach ZUS rezygnuje z naliczania odsetek na rzecz omawianej w tekście opłaty prolongacyjnej, która jest znacznie korzystniejsza dla płatnika. Z informacji podanych w internecie możemy dowiedzieć się, że wynosi ona 50 proc. wartości potencjalnych odsetek.
Dlaczego opłata do nas wróciła i czemu nie można złożyć już wniosku?
1 lipca 2023 roku odwołano stan zagrożenia epidemicznego. W związku z tym po 31 lipca nie można już składać wniosku o rozłożenie należności, z którymi zalegamy, na raty. Dotyczy to również odroczenia terminu i zwolnienia z opłaty prolongacyjnej. Przez cały lipiec pobieranie tej opłaty przez ZUS było wstrzymane. Zawdzięczamy to przepisom covidowym, które sprawiały, że na podstawie wniosku od 1 stycznia 2020 roku do 30 dni po odwołaniu stanu epidemii nie naliczano opłaty prolongacyjnej. Jedynie w tym okresie mieliśmy prawo do złożenia wybranego przez nas wniosku związanego z tą opłatą. Jednak z początkiem sierpnia znowu musimy o niej pamiętać przy zawieraniu nowych umów.