Czy wkrótce będzie się opłacało… ba, czy w ogóle będzie można posiadać własny samochód? Nie jest to wcale takie oczywiste. O ile słowo „wkrótce” rozpatrywalibyśmy w skali jakichś – powiedzmy – 20 lat. Czy się opłaca? To pytanie aktualne jest już tak naprawdę teraz. Wszystko jest koszmarnie drogie, również paliwo. Przy tankowaniu samochodów wiele osób łapie się za głowy, bo dystrybutory pokazują liczby, których byśmy sobie nie wyobrazili jeszcze chociażby rok temu.
Więc już teraz jazda samochodem – umówmy się – średnio się opłaca. A wkrótce taka jazda może być przecież niemożliwa. Unijny plan „Fit for 55” zakłada, że od 2035 roku w Unii Europejskiej będzie można kupić wyłącznie samochód elektryczny. Ale to może być dla nich za mało. Bo przecież kapitalna większość ludzi i tak nie kupuje nowych aut. Ludzie będą wykupywali samochody spalinowe dopóki tylko będzie to możliwe – a potem będą o nie dbać, aby użytkować je możliwie jak najdłużej. Bo tacy jesteśmy i do tego jesteśmy przyzwyczajeni. I wiemy, że nowa technologia jest po prostu ułomna.
https://wrc.net.pl/kw-dodatek-weglowy-dostaniesz-w-30-dni-zapomnij-nierealny-scenariusz-pieniedzy-w-ogole-nie-bedzie
Jest też coś, co łączy te dwie sprawy. Mianowicie, ostatnio kilka mediów, m.in. „Radio Zet” podało informację o tym, że zgodnie z wyliczeniami jazda samochodem elektrycznym już teraz może być droższa, niż jazda autem spalinowym. A podwyżki cen prądu też się jeszcze nie skończyły. Czyli posiadanie auta spalinowego już teraz może się wydawać nieopłacalne, za niedługo może być niemożliwe, a później każdy z nas i tak będzie musiał kupić elektryka który i tak będzie zupełnie niepraktyczni i nieopłacalny, tak? Dobrze to rozumiem?
Alternatywy…
Alternatywą jest np. transport publiczny. Oczywiście przy założeniu, że mieszkasz sobie gdzieś w dużym mieście i bez większego problemu wszędzie możesz dojechać tramwajem, autobusem, czy pociągiem. Ale jeśli mieszkasz na wsi, to „transport publiczny” kojarzy ci się zazwyczaj wyłącznie negatywnie. Jeśli już jakieś połączenie jest, to wiąże się z ciągłym czekaniem na przystankach, spóźnieniami, brakiem odpowiednich godzin, wszechobecnym tłokiem itd. Krótko mówiąc – nie jechałem autobusem transportu publicznego od jakichś 8 lat i zrobię wszystko, aby ponownie do niego nie wsiąść… To tak w skrócie.
https://wrc.net.pl/kw-fotoradar-robi-ci-zdjecie-jak-uniknac-mandatu-pismo-nawet-nie-przyjdzie-do-ciebie-do-domu
Kto wie, być może wkrótce to nie będzie już kwestia wyboru. Może każdy z nas będzie musiał się dostosować. Bo przecież „eko-terroryści” mogą pójść o krok dalej. Nawet po tym magicznym 2035 roku ludzie nadal będą latami jeździli używanymi autami spalinowymi. Przecież można to rozwiązać politycznie – wprowadzić ustawę, która nakazuje sprzedaż, albo wręcz zezłomowanie wszystkich aut spalinowych. I mokry sen się spełni – brak normalnych aut na drogach! Tylko te wynalazki.
https://wrc.net.pl/kw-koszmarne-wiadomosci-zus-w-2023-roku-drozszy-o-prawie-2500-zl-co-na-to-przedsiebiorcy
Co wtedy? Transport publiczny… może rower, albo hulajnoga? Bo przecież nie oszukujmy się – nie stać nas na auta elektryczne. A jeśli już Kowalskiego, czy Nowaka byłoby stać na jakiegoś elektryka, to wyłącznie używanego. A niestety – używane auta elektryczne na rynku to jakiegoś rodzaju patologia, bo te w przystępnej cenie są w takim stanie – m.in. jeśli chodzi o stan baterii – że można nad nimi tylko zapłakać.