Kondycję gospodarki można oceniać przez pryzmat różnych danych. Dla miłośników motoryzacji może być to relacja pensji do ilości zatankowanego paliwa w skali miesiąca. Im jest ono proporcjonalnie mniejszym wydatkiem, tym lepiej żyje się w danym kraju. Mniej zamożni ludzie spojrzą na ceny podstawowych produktów spożywczych, ponieważ na jedzenie wydajemy największą część budżetu, gdy nasze możliwości finansowe są mniejsze. Z dużym zainteresowaniem analitycy gospodarczy przyglądają się jeszcze jednemu parametrowi.
Koniec pracy, czas na hamowanie?
Gospodarka w czasie rozkwitu ma duży popyt na nowe miejsca pracy. Zdarza się, że podaż w państwie na osoby zdolne do pracy, jest zbyt niska i potrzebne są kolejne ilości imigrantów zarobkowych. Ludzi, którzy chcą i mogą wykonywać profesje, do których ilość chętnych osób do pracy jest ograniczona. Jedne z najnowszych danych sugerują, że w polskiej gospodarce czas pracownika powoli dobiega końca. Pracodawcy przykręcają strumień nowych etatów, ponieważ ilość ofert pracy znacząco spada. A to jest jeden z czynników hamujących gospodarkę.
Pierwsze wyraźne oznaki kryzysu gospodarczego
Z danych firmy Grant Thornton oraz systemu Element, które uzyskała „Rzeczpospolita”, wynika, że we wrześniu na 50 największych portalach rekrutacyjnych opublikowano 257,3 tys. ogłoszeń. Jest to spadek o 35 tys. ogłoszeń w porównaniu z poprzednim miesiącem oraz prawie o jedną piątą w stosunku do tego samego okresu w roku poprzednim.
Hamulec wciskają także firmy zatrudniające specjalistów do IT, ponieważ niektórzy sugerują, że ilość nowych ogłoszeń o współpracy spadła o blisko połowę. Teraz, aby pracować w tej przyszłościowej branży, potrzeba prawdopodobnie czegoś więcej, niż jedynie odpowiedniego kierunku studiów i odrobiny umiejętności.
Ludzie zdecydowanie częściej decydują się na pracę dorywczą, a co za tym idzie wymiar godzinowy lub na 1/4 etatu, jest dużo korzystniejszy dla pracodawcy. Przy rosnącej automatyzacji procesów, takie zmiany na rynku pracy mogą okazać się standardem.
źródło: www.rp.pl