W ostatnich kilku latach ceny mieszkań podskoczyły do astronomicznych kwot. Wiele osób straciło zdolność kredytową. Z jednej strony jest to skutek innych programów prokredytowych, z drugiej strony konsekwencja niskiej podaży mieszkań. W styczniu zapowiedziano nowy pomysł o nazwie „Kredyt na start”. Jednak jego najnowsza wersja prawdopodobnie będzie różnić się od początkowych założeń.
„Kredyt na start”, jakie kryteria?
W ostatnich dniach polski rynek finansowy obiegły doniesienia, które mogą zaważyć na przyszłości wielu polskich rodzin marzących o własnym kącie. Wiceminister rozwoju i technologii, Krzysztof Kukucki, podczas debaty zorganizowanej przez „Rzeczpospolitą”, ujawnił, że ostateczny kształt programu „Kredyt na start” znacząco odbiegnie od styczniowych założeń. Choć szczegóły pozostają jeszcze niejasne, zapowiedzi te wywołały niemałe poruszenie zarówno wśród potencjalnych beneficjentów, jak i ekspertów rynku nieruchomości.
Pierwotna wersja programu, prezentowana na początku roku, zakładała szeroki dostęp do preferencyjnych kredytów hipotecznych, oprocentowanych na poziomie zerowym, dla szerokiej grupy odbiorców. Jednak najnowsze wypowiedzi sugerują, że rząd planuje skupić się na wsparciu osób znajdujących się na granicy zdolności kredytowej, a więc tych, którzy w normalnych warunkach nie mieliby szans na uzyskanie finansowania na rynku komercyjnym.
Poważne skutki modernizacji programu
Analizując dostępne informacje, można dojść do wniosku, że zmiany te mogą mieć dwojakie oblicze. Z jednej strony, poszerzenie dostępu do programu o osoby tzw. niebankowalne, czyli mające zbyt niskie dochody, aby kwalifikować się do tradycyjnego kredytu hipotecznego, wydaje się być krokiem w stronę większej inkluzji finansowej. Z drugiej jednak strony, ograniczenie dostępu do programu poprzez wprowadzenie bardziej restrykcyjnych kryteriów dochodowych może wykluczyć z niego wielu potencjalnych beneficjentów, którzy liczyli na rządowe wsparcie.
Główny analityk Expander Advisors, Jarosław Sadowski, podkreśla, że za zmianami w programie może stać chęć skierowania pomocy przede wszystkim do osób najbardziej jej potrzebujących. Podobnego zdania jest Bartosz Turek, główny analityk HREIT, który sugeruje, że realne dostosowanie limitów dochodowych do średniego wynagrodzenia w kraju mogłoby sprawić, że program faktycznie trafi do tych, którzy bez wsparcia państwa nie mają szans na własne mieszkanie.
„Kredyt na start” przestanie być atrakcyjny?
Nie można jednak ignorować obaw dotyczących spadku atrakcyjności programu dla szerszej grupy odbiorców. W styczniowej propozycji limit dochodów dla singli wynosił 10 tys. zł brutto miesięcznie, a dla rodziny z jednym dzieckiem – 23 tys. zł. Zmiana tych kryteriów może oznaczać, że wiele osób, które liczyły na wsparcie, zostanie z niego wykluczone.
Jednakże zapowiedź, że program „Kredyt na start” będzie obowiązywał przez cztery lata, a nie przez krótszy okres, jak wcześniej planowano, jest odbierana z dużym optymizmem. Robert Chojnacki, prezes redNet 24, wskazuje, że dłuższy okres działania programu może przeciwdziałać spekulacji na rynku mieszkaniowym i pozwolić kupującym na bardziej przemyślane decyzje.
Więcej pytań niż odpowiedzi
Zmiany w programie „Kredyt na start” budzą wiele emocji i pytań. Z jednej strony, widać chęć skierowania pomocy tam, gdzie jest ona najbardziej potrzebna, z drugiej – istnieje ryzyko, że zbyt restrykcyjne kryteria dochodowe wykluczą z programu wielu potencjalnych beneficjentów. Kluczowe będzie więc, jak te zmiany zostaną ostatecznie sformułowane i wdrożone, aby program mógł skutecznie wspierać polskie rodziny w realizacji ich marzeń o własnym domu, nie wywołując przy tym negatywnych skutków ubocznych na rynku nieruchomości.
źródło: rp.pl